14 lutego br. Łukasz pisał o kłopotach w jakie popadł Tiko – producent super tanich, konsumenckich drukarek 3D z Kickstartera. Firma miała zwolnić większość pracowników i odwlekała kolejny termin wysyłek urządzeń zamówionych podczas jednej z najbardziej dochodowych kampanii crowdfundingowych w historii platformy. Pod koniec artykułu, Łukasz zastanawiał się, czy firma wyjdzie na prostą oraz czy osoby, które ją zakupiły podczas kampanii doczekają się obiecywanych od dwóch lat dostaw? Teraz już wszystko wiadomo – nie. Tiko przepaliło wszystkie pieniądze z kampanii, dołączając do dwójki najsłynniejszych kickstarterowych niewypałów – Buccaneera i Peachy Printer…
Historię Tiko opisałem dość szczegółowo w artykule z sierpnia 2016 roku, gdy po raz pierwszy pojawiły się przesłanki mówiące o tym, że projekt może być zagrożony niepowodzeniem. Gwoli przypomnienia: 30 kwietnia 2015 r., nieznany nikomu start-up Tiko3D, osiągnął niebywały sukces na Kickstarterze, zdobywając 2.950.874 $, plasując się na drugim miejscu w historii tej platformy w kategorii „drukarki 3D„. Niestety firma nie była w stanie dostarczyć urządzeń w stopniu w jakikolwiek predysponującym je do używania. Problemy sprawiała zarówno tania i bardzo podatna na uszkodzenia konstrukcja oraz autorski software, który okazał się kompletną klapą.
Do tej pory firmie udało się dostarczyć zaledwie 25% zamówień, tj. 4161 szt. spośród zamówionych 16 tysięcy urządzeń. Chociaż ta liczba wciąż robi wrażenie (nie licząc Zortraxa, żadnej polskiej firmie nigdy nie udało się dostarczyć takiej ilości drukarek 3D w ciągu roku – a być może w ogóle…?), gdy przełożymy to na wyniki finansowe okaże się, że nie ma za bardzo czym się chwalić… Tiko kosztowało bowiem zaledwie 179$, a część rozdystrybuowanych urządzeń była oferowana w wersji early bird za 99$. Można zatem założyć, że wartość produkcji wyniosła ok. 700 tysięcy dolarów, czyli ok. 3 mln PLN. Mnóstwo pieniędzy jak na małą, garażową firmę – niestety małe garażowe firmy nie produkują / sprzedają po kilkanaście tysięcy urządzeń…
W tym tygodniu Tiko oficjalnie przyznało, że pieniądze z Kickstartera się skończyły, cała załoga została w styczniu br. zwolniona, a montaż drukarek 3D w Chinach praktycznie stanął w miejscu. Co więcej, firma nie zamierza zwrócić pieniędzy backersom, ponieważ nie ma ich tyle, aby rozliczyć się ze wszystkim. A skoro nie może oddać wszystkim, to nieuczciwym byłoby oddać tylko niektórym. Logiczne, prawda…?
Co było przyczyną tej sytuacji? To co zwykle w tego typu historiach: kompletny brak doświadczenia w obszarze produkcji, brak dodatkowego finansowania oraz duma, pycha i przeświadczenie o własnej nieomylności.
W swoim ostatnim oświadczeniu Tiko bardzo dokładnie opisało całą genezę swojego upadku, podkreślając zwłaszcza to, że po zdobyciu dofinansowania skupiło się na wydawaniu pozyskanych środków zamiast… szukania inwestora, który pomógłby firmie pomóc w realizacji olbrzymiego jak na standardy producentów drukarek 3D zamówienia, zarówno od strony finansowej jak i merytorycznej. Zespół uznał, że z powodzeniem uda mu się przeprowadzić cały projekt samodzielnie, popadając co chwila w masę kłopotów, które piętrząc się ostatecznie sprowadziły na firmę zagładę.
Aktualnie Tiko poszukuje inwestora, który mógłby wyciągnąć firmę na prostą. Teoretycznie miałoby to szansę powodzenia, gdyż Tiko ma bądź co bądź rozpoznawalną markę (przynajmniej w USA) i duży wolumen zamówień do zrealizowania. Warto wspomnieć o tym, że próbując ratować sytuację finansową, Tiko zorganizowało niezależną od Kickstartera przedsprzedaż kolejnych drukarek 3D, która została ostatecznie anulowana. Pokazuje to jednak, że wiele osób wciąż wierzy w tą drukarkę 3D i jest skłonnych ją zamówić.
Czy oznacza to zatem, że Tiko jeszcze się podniesie? Doświadczenie mówi, że jest to mało prawdopodobne… Podobnego triku próbował użyć także tajwański Pirate3D, chcąc ratować Buccaneera. Niestety okazało się, że wszyscy potencjalni inwestorzy z chęcią zainwestują w spółkę, ale pod warunkiem, że pozyskane pieniądze nie posłużą do rozliczenia zamówień z Kikcstartera, tylko na zupełnie niezależny projekt. Co oczywiście było niemożliwe. Dlatego Buccaneer zatonął i dlatego nie patrzę na przyszłość Tiko z większym optymizmem…
Historia ta ma jeszcze jeden, śmieszny aspekt – otóż na niepowodzeniu Tiko postanowił niedawno zarobić inny producent drukarek 3D, którego kariera rozpoczęła się na Kickstarterze – M3D, twórca Micro. M3D dzierży rekord pozyskania największej ilości pieniędzy na Kickstarterze w kategorii „drukarka 3D” i jest obok Formlabs, Robo 3D, Printrbota czy Zortraxa jednym z dowodów na to, że dobrze poprowadzona kampania crowdfundingowa i skuteczna realizacja otrzymanych podczas niej zamówień, może dać początek udanej karierze biznesowej.
Widząc problemy osób, które zapłaciły Tiko pieniądze, ale nie otrzymały dotąd drukarki 3D, Michael Armani – CEO M3D, złożył im propozycję udzielenia specjalnego rabatu i sprzedaży własnej drukarki 3D za jedyne 199$. Czyli: Tiko cię oszukało? – przyjdź do nas i za dodatkowe 200 dolarów damy ci naszą drukarkę 3D. Czyli w cenie 378$ (175$ za Tiko + 199$ za Micro) otrzymasz drukarkę 3D wartą 299$ (rynkowa cena Micro).
Cóż, lepsze to niż nic, jednakże w przeciwieństwie do koleżanek z amerykańskiego 3DPrint.com, nie nazywałbym tego „przychodzeniem na ratunek„, a raczej cyniczną – acz pomysłową próbą wygenerowania ekstra sprzedaży własnych, konkurencyjnych urządzeń.
Źródło: www.kickstarter.com