Po raz pierwszy na temat Książki usłyszałem w Warszawie, podczas Festiwalu Przemiany w Centrum Nauki Kopernik. Wg relacji zaprzyjaźnionych wystawców, to tam po raz pierwszy pojawił się jej Autor, prezentując fragmenty swojego dzieła i przedstawiając swoją wizję świata druku 3D. Ja miałem okazję poznać go dwa tygodnie później, w Kielcach, podczas Dnia Druku 3D, gdzie wystawiał się wraz ze swoją drukarką. Podczas naszej krótkiej rozmowy, otrzymałem egzemplarz Książki z prośbą o jej rzetelną recenzję na portalu. Przyznam szczerze, że choć książkę przeczytałem już jakiś czas temu, bardzo długo nosiłem się ze spełnieniem tej prośby… Po prostu wolę pisać o rzeczach, które są dobre…
Książka „Drukowanie w 3D” została napisana przez Krzysztofa i Michała Czerwińskich, współtworzących Klub KonTiki. Jest to organizacja mająca na celu propagowanie idei druku 3D wśród ludzi oraz zapewniająca szkolenia i edukację z tego zakresu. Klub zapewnia potencjalnych członków tym, że „Z nami wypłyniesz na głębokie wody DRUKU 3D„. Na podstawie informacji zawartych w książce oraz profilu na FB (na stronie www większość treści jest wciąż niedostępnych) wnioskuję, iż model biznesowy tego projektu jest zbliżony do tego co oferuje krakowskie Materialination.
Tyle tytułem wstępu. Jeśli chodzi o samą książkę, to… jest ona po prostu słaba. Bardzo długo zastanawiałem się nad sensownością pisania tekstu na jej temat, ponieważ chcąc podejść do niego w sposób profesjonalny i uczciwy, wiedziałem, że będzie on wyjątkowo krytyczny. Mimo wszystko – abstrahując od kwestii poczynionych zobowiązań w Kielcach, doszedłem do wniosku, że treści w niej zawarte wymagają jakiegoś komentarza, tym bardziej, że autorzy rozważają jej kontynuację w postaci II wydania.
Zanim przejdę do samej analizy treści, pragnę podkreślić, iż moja recenzja nie ma na celu hejtowania lub dezawuowania kogokolwiek. Poproszono mnie o rzetelną ocenę – oto ona…
Dlaczego książka jest zła?
Powody są cztery:
- błędy merytoryczne
- stylistyka i tzw. wartość artystyczna treści
- kwestia cytowanych źródeł
- oderwany od meritum rzeczy przekaz.
Dodatkowo, kluczową wadą książki jest brak jej sprecyzowanej formy? Z jednej strony ma ona ambicję być podręcznikiem wprowadzającym adepta technologii druku 3D w arkana zagadnienia, a z drugiej jest przesiąknięta osobistymi komentarzami i opiniami autorów, którzy w bardzo bezpośredni sposób próbują wbić do głowy czytelnika swój obraz i sposób pojmowania świata. Treści w niej zawarte mają niezwykle buntowniczy, czy wręcz rewolucyjny charakter. Czytając poszczególne akapity, można dosłownie wyobrazić sobie iskry bijące spod klawiszy klawiatury komputera, na której były pisane pełne emocji słowa. Niestety dla autorów, żadna z iskier nie wywoła raczej pożądanego przez nich pożaru. Idee przez nich prezentowane są dość naiwne, a z pewnością mało realne do spełnienia. Tak czy inaczej – nie tak pisze się podręczniki akademickie.
Błędy, błędy, błędy…
Błędy są praktycznie na każdej stronie. Niektóre poważniejsze, inne zostaną wychwycone jedynie przez bardziej zaawansowanych czytelników. Przykłady?
- „Patent na drukarkę 3D wygasł w 2009 roku co dało sygnał do rozwoju branży” (str. 8) – nie bardzo wiadomo o jaki patent chodzi autorom, jeśli o FDM, to wygasł on w 2005 roku, czego efektem były prace Adriana Bowyera nad pierwszą drukarką 3D RepRap; w 2009 roku MakerBot rozpoczął już sprzedaż swoich pierwszych zestawów DIY
- „Początkiem druku jest proces projektowania komputerowego wynaleziony przez amerykańską firmę Stratasys, w którym przetwarza się pliki .stl (Stereolitography File Format)…” (str. 10) – format STL został opracowany w 1985 roku przez Charlesa Hulla, wraz wynalezieniem przez niego samego druku 3D w postaci stereolitografii, czyli utwardzania żywicy światłem lasera; Charles Hull założył później firmę 3D Systems… największego konkurenta Stratasys
- „NAJWIĘKSI PRODUCENCI (…) 3.3.1 3D Systems (…) 3.3.2. Stratasys (…) 3.3.3 Formlabs” (str. 45-46) – wymienienie tych trzech firm jednym tchem, praktycznie dyskwalifikuje autora w kwestii znajomości branży druku 3D na świecie; o Formlabs pisałem wielokrotnie; to start-up; pracuje w nim od niedawna 40 osób, z czego połowa z nich została zatrudniona kilka miesięcy po publikacji tej książki; w Polsce mamy porównywalną rozmiarami firmę – to Omni3D; a gdzie Omni3D do wyżej wymienionych…?
Tych błędów jest bez porównania więcej, po prostu w większości przypadków byłbym zmuszony cytować całe akapity. Autorzy piszą m.in. że druk z ABS czy PLA jest całkiem zdrowy (co w takim razie ze styrenem?), a na liście producentów przemysłowych drukarek 3D wymieniają jednym tchem Asigę, Envisiontec, M-Cor, VoxelJet i… bogu ducha winne Organovo, specjalizujące się w badaniach nad wykorzystaniem druku 3D w medycynie. Nigdzie nie znalazłem za to wzmianki o TierTime – trzecim największym producencie drukarek 3D na świecie.
W tekście pojawia się również wzmianka o Buccaneerze – i tutaj miłe zaskoczenie, ponieważ autorzy krytykują ten projekt za nachalne promowanie nieistniejącego urządzenia. Jak pokazały ostatnie doniesienia – w tym jednym mieli absolutną rację.
Warsztat literacki
Niektórzy to potrafią, inni nie… Nie chcę tego za bardzo oceniać, sam z pewnością w wielu tekstach popełniłem masę błędów stylistycznych i gaf. Zacytuję po prostu mój ulubiony fragment książki (pisownia oryginalna):
Nie uwierzycie, ale niektóre modele samochodów kosztują tysiąc dolarów! w żżżyciu bym tyle nie dał, nawet gdybym miał. Trzeba na głowę upaść, żeby tyle zapłacić za zabawkę. Pewnie to kupują szejkowie i Rosjanie. Ale to, że sami tego nie kupujemy, nie oznacza, że nie można na nich zarabiać. Karoserie są z metalu i prawdopodobnie nie będzie was stać na drukarkę która drukuje w adekwatnej technice. Ale te samochody mają mnóstwo plastikowych części. Rynek części zamiennych do tych luksusowych zabawek jest całkiem całkiem. Może warto się nad nim pochylić? Raczej nie będziecie mieli konkurencji, no bo przecież Chińczycy nie uruchomią linii produkcyjnej. A sam producent części zamiennych do swoich aut tanio nie sprzeda. str. 156 |
Powyższy fragment pochodzi z rozdziału „Aspekty biznesowe technologii druku 3D” i opisuje jeden z pomysłów autorów na stworzenie własnego biznesu wykorzystującego drukarki 3D.
Kopiuję wszystko co się da i zabraniam kopiowania mojej kopii
Na samym początku publikacji został zawarty następujący komunikat:
Żaden fragment tej publikacji nie może być kopiowany, reprodukowany, przenoszony na nośniki magnetyczne i używany jako materiał szkoleniowy bez pisemnej zgody wydawcy. |
Wydaje się to być oczywistym. Szkoda tylko, że do napisania książki autorzy wykorzystali niezliczoną ilość materiałów źródłowych, z Wikipedią na czele, której obszerne akapity są cytowane w sposób dosłowny kilkanaście razy. Cytaty z Wikipedii są przynajmniej wyraźnie zaznaczone – wszystkie pozostałe są opatrzone jedynie krótką informacją na ten temat, bez wyraźnego zaznaczenia w którym miejscu się zaczynają lub kończą. Wiele zestawień i tabel zostało żywcem przetłumaczonych z zagranicznych serwisów internetowych (np. tabele z drukarkami 3D z magazynu Make – str. 57-63 lub zestawienie cen ABS i PLA z serwisu www.reprap.org – str. 105-107). Momentami czytelnik ma wrażenie, że przeskakuje z artykułu na artykuł, które łączone są pojedynczymi zdaniami lub akapitami autorów.
Oddzielną kwestią są zdjęcia, które są po prostu ściągnięte ze stron internetowych bez podania jakichkolwiek źródeł. Autorzy bardzo swobodnie podchodzą do praw autorskich (do czego się z resztą otwarcie przyznają), dlatego nie powinniśmy być zdziwieni widząc w książce packshotowe fotografie The Form 1, MakerBota czy Artec`a.
Zdaję sobie sprawę, że ktoś może mi zarzucić, iż na naszym serwisie użytkownicy znajdą bez porównania więcej tego typu zdjęć. To bardzo śliska sprawa i jestem świadom potencjalnych problemów z tym związanych, jednakże chciałbym zwrócić uwagę na trzy istotne rzeczy:
- wszystkie nasze zdjęcia w serwisie mają podane źródło skąd zostały zaczerpnięte lub pochodzą z darmowych stocków (np. sxc.hu) – zdjęcia w książce są bez źródeł
- wykorzystywane przez nas zdjęcia są w większości w niezmienionej formie elektronicznej i mogą być w każdej chwili usunięte – zdjęcia użyte w książce zostały ściągnięte z internetu, obrobione w programach graficznych i drukarskich oraz wydrukowane w wersji papierowej i sprzedane / rozdane klientom
- nasz serwis działa na zasadach niekomercyjnych, nie czerpiemy z tytułu jego prowadzenia (oraz zamieszczonych na nim zdjęć) żadnych korzyści majątkowych – jedna książka kosztuje 49 PLN.
Reasumując, z jednej strony autorzy czerpią pełnymi garściami z dobrodziejstw internetu, a z drugiej zabraniają tego samego w przypadku swojego dzieła. Poza tym, jak można zabronić komuś cytowania fragmentów zacytowanej przez siebie Wikipedii…?
Revolution – Action
W końcu powód dla którego postanowiłem ostatecznie podjąć się recenzji tej książki. Zapomnijcie o tym co napisałem powyżej – prawdziwy problem tego dzieła, to jego przekaz. Autorzy szczerze wierzą w to, że druk 3D jest nową rewolucją technologiczną i spowoduje ostateczny krach systemu korporacji. Na poparcie swych tez wskazują prostotę i łatwość z jakimi potencjalny użytkownik może rozpocząć pracę na drukarce 3D i wyprodukować wszystko na co tylko ma ochotę. Wizja technologii druku 3D jaka została przedstawiona w książce jest romantyczna i ma na celu przekonanie czytelnika, iż może stać się orężem w walce klasowej, wyrównującej szanse poszczególnych warstw społecznych. W którymś momencie autorzy piszą wręcz, że druk 3D jest szansą dla Afryki na skok cywilizacyjny [SIC!].
Innymi słowy, tezy zawarte w książce są całkowitym przeciwieństwem tego, co pragniemy przedstawić na łamach naszego serwisu.
Druk 3D jest trudny i wymagający dla użytkownika, zarówno początkującego jak i zaawansowanego. To technologia przemysłowa, którą dzięki pracom Adriana Bowyera udało się do pewnego stopnia udomowić. Niemniej jednak każdy kto posiada jakąkolwiek wiedzę z zakresu druku 3D wie, że porównywanie RepRapa do profesjonalnych maszyn Stratasys, 3D Systems, TierTime (czy od niedawna Arburg), jest jak porównywanie szybowca do samolotów pasażerskich. Chociaż technologia mocno idzie do przodu i wiele niskobudżetowych drukarek 3D jest w stanie wydrukować obiekty o niezwykłej jakości, to ograniczenia technologiczne, wynikające z obecności szeregu patentów na poszczególne rozwiązania, skutecznie powstrzymają szanse na jakiekolwiek zrównanie możliwości tych urządzeń.
Autorzy nie piszą o tym, że przeciętny użytkownik drukarki 3D będzie potrzebował od 3 do 6 miesięcy na opanowanie kunsztu druku 3D. Tzn. jej obsługi nauczy się stosunkowo szybko, jednakże aby być w stanie wydrukować bardziej zaawansowane modele, będzie musiał spędzić przy drukarce wiele godzin i odnieść wiele porażek. Wizja przedstawiona w książce jest wielkim niedomówieniem i uproszczeniem. Wyjaskrawia zalety technologii pomijając jej oczywiste wady. A wszystko to w imię IDEI!
A ideą jest rewolucja. Bardzo wiele miejsca zostało poświęcone niezgodzie autorów na obowiązujący porządek świata. Nie mogą pogodzić się z dominującą rolą wielkich korporacji i ich dyktatem. Pragną aby wszystkie dobra intelektualne były ogólnodostępne i żeby każdy przedmiot mógł być dowolnie powielany za pomocą drukarki 3D. Bardzo dużo piszą o wolności i swobodzie, o szansach i nadziejach na darmowy dostęp do wielu niedostępnych obecnie dóbr. Czytając to wszystko, miałem nieodparte wrażenie, iż czytam autorskie rozważania na temat słynnej biblii alterglobalistów – „No Logo” Naomi Klein.
Tylko jaki ma to związek z drukiem 3D…?
Czułem się trochę tak, jakby autorzy doszli do wniosku, że najlepszym narzędziem do ziszczenia ich antyglobalistycznych – a miejscami wręcz anarchistycznych wizji i poglądów, będzie skromna, niskobudżetowa drukarka 3D, drukująca sobie w kącie pomieszczenia proste przedmioty z tandetnego, przemysłowego plastiku. Jest to bez wątpienia lepszy i bardziej humanitarny pomysł na przeprowadzenie rewolucji, niż kije, kamienie i butelki z benzyną, niemniej jednak zupełnie oderwany od rzeczywistości.
Druk 3D to nie narzędzie rewolucji – to urządzenie do prototypowania o dość trudnej obsłudze.
Na koniec – nieoczekiwana perła…
… czyli jedyna rzecz, dla której jednak warto sięgnąć po tę książkę. Pierwszych 185 stron jest dość słabych, jednakże od strony 186 książkę przejmują członkowie Klubu KonTiki, czyli Michał Czerwiński, Piotr Kruk, Jerzy Łączny i Krzysztof Sadecki. Panowie opisują proces zakupu i montażu drukarki Ultimaker oraz koncepcję idei FabLabu. I to jest naprawdę wartościowa treść – pisana zupełnie innym językiem i w zupełnie innym celu. Absolutny MUST READ dla każdego kto planuje zakup i montaż pierwszego Ultimakera. Tekst, który z powodzeniem mógłby znaleźć się na MójRepRap.pl lub DesignFutures.pl. Jego jedyna wada to to, że jest tak krótki – liczy zaledwie 30 stron.
Gdyby cała książka została napisana na tym samym, fachowym poziomie, a autorzy skupiliby się bardziej na sprawach technicznych zamiast koncepcji zmieniania świata, moja recenzja byłaby bez porównania lepsza i krótsza. Zawierałaby się w sumie w trzech słowach: „bardzo dobra książka„. Niestety w obecnej formie, raczej ją odradzam (chyba, że ktoś zamierza jednak kupić tego Ultimakera?).