Przez dziesięciolecia firmy z branży druku 3D, które były notowane na giełdach papierów wartościowych można było policzyć na palcach dwóch rąk. Wraz z rozwojem rynku i wzrostem jego wartości, coraz więcej podmiotów decydowało się na wejście na parkiet – bądź to poprzez bezpośrednią emisję, bądź przez tzw. odwrócone przejęcie – zakup firmy już na giełdzie notowanej. Takiej furtki użyły m.in. Desktop Metal, Markforged – a na polskim rynku Zortrax oraz Sygnis.
Na ten moment firm działających na rynku technologii przyrostowych, które są spółkami giełdowymi jest już co najmniej kilkadziesiąt, a ich grono się powiększa. Serwis Fabbaloo opublikował raport z listą firm, które planują w najbliższej przyszłości wejść na giełdę papierów wartościowych oraz tych, dla których taka opcja wydaje się być nieunikniona. Pojawił się również wątek firm, które raczej na pewno nie zdecydują się na taki krok – i na tych właśnie firmach chcielibyśmy się skupić w tym artykule.
Na początek krótkie zestawienie firm, które według Fabbaloo z większym lub mniejszym prawdopodobieństwem na giełdę trafią:
- Firmy które już ogłosiły zamiar debiutu giełdowego:
- FATHOM – amerykańska firma świadcząca kompleksowe usługi druku 3D
- Fast Radius – amerykański producent oprogramowania wspierającego produkcję addytywną
- Essentium – amerykańska firma usługowa
- Firmy, które raczej na pewno to uczynią w najbliższej przyszłości:
- Additive Industries – holenderski producent systemów do druku 3D z proszków metali
- BCN3D – hiszpański producent desktopowych drukarek 3D typu FDM / FFF
- BigRep – niemiecki producent wielkoformatowych drukarek 3D typu FDM / FFF
- Carbon – amerykański producent superszybkich drukarek 3D drukujących z żywic światłoutwardzalnych
- Formlabs – największy na świecie, amerykańśki producent desktopowych drukarek 3D typu SLA
- nTopology – amerykański producent oprogramowania do optymalizacji modeli 3D pod względem produkcji przyrostowej.
Pierwsze trzy de facto oficjalnie ogłosiły ten zamiar i aktualnie prowadzą działania, które im to umożliwią w nadchodzących miesiącach. Dla pozostałych wydaje się to oczywistym, logicznym krokiem – tym bardziej prawdopodobnym, że ich przedstawiciele wielokrotnie podnosili tą kwestię w wywiadach i komunikatach prasowych.
Są jednak firmy na rynku druku 3D, które radzą sobie na tyle dobrze, że przekształcenie się w spółkę publiczną nie wydaje się dla nich korzystne – a przynajmniej nie wniesie nic „ekstra” do aktualnej sytuacji finansowej. Mówiąc krótko – są to firmy, którym idzie na tyle dobrze, że ich właścicielom po prostu nie opłaca się dzielić udziałami w firmach, które stworzyli.
Niemiecki EOS to jeden z największych producentów przemysłowych systemów do druku 3D, a zarazem jedna z najdłużej działających firm na rynku. Założona na początku lat 90-tych ubiegłego wieku firma, początkowo zajmowała się produkcją fotopolimerowych drukarek 3D typu SLA, by w połowie lat 90-tych przejść w systemy proszkowe, do druku 3D z poliamidów i metali. EOS jest firmą założoną i prowadzoną przez rodzinę Langer. Firma jest bardzo oddana swoim wartościom i nigdy w swojej historii nie próbowała być kimś więcej niż jest (vide 3D Systems w okresie zarządzania przez Avi Reichentala).
Gdy w 2016 r. koncern GE planował swoje wielkie wejście w branżę druku 3D poprzez przejęcie czołowych producentów drukarek 3D do metalu, rozmowy zaczął prowadzić właśnie od EOS. Mimo dość dużych kwot i lukratywnych warunków jakie zostały (podobno…) zaproponowane, zainteresowanie sprzedażą ze strony EOS było dość „umiarkowane”. Ostatecznie GE zakupiło szwedzkie Arcam AB i niemiecki Concept Laser (próbowało też przejąć SLM Solutions, ale zakończyło się to spektakularną porażką), a EOS pozostał niezależną firmą.
Ten stan trwa do dziś – firma notuje doskonałe wyniki finansowe, a dzięki posiadania udziałów w niezliczonych firmach z branży druku 3D (w większości są to firmy produkujące materiały eksploatacyjne do druku 3D i oprogramowanie), jej wartość rośnie niezależnie od własnych wyników sprzedażowych.
Holenderski Ultimaker powstał w 2011 r. jako jeden z wielu start-upów rozwijających amatorskie drukarki 3D typu FDM / FFF. Dzięki zastosowanym rozwiązaniom konstrukcyjnym i bardzo proklienckiemu podejściu, firma dorobiła się dużej społeczności wspierającej rozwój jego produktów. Istotnym dla rozwoju firmy było przejęcie niezależnego oprogramowania do druku 3D CURA i dalsze rozwijanie go na licencji open-source.
Od roku 2015 firma zaczęła powoli odchodzić od sektora konsumenckiego na rzecz rozwiązań dla szeroko pojętego przemysłu. W październiku 2017 r. otrzymała duże dofinansowanie ze strony NPM Capital – jednego z największych i najstarszych funduszy inwestycyjnych w Europie, dzięki czemu pozyskała środki na dalszą ekspansję.
Dziś firma należy do absolutnej czołówki firm produkujących drukarki 3D na świecie. Jej urządzenia są używane przez największe koncerny przemysłowe, ma też podpisane umowy o współpracy ze wszystkimi najważniejszymi producentami materiałów eksploatacyjnych, na produkcję dedykowanych, specjalistycznych filamentów. Pozycja Ultimaker jest na tyle silna i bezpieczna pod względem finansowym, że wchodzenie na giełdę papierów wartościowych jest opcją, której raczej nie potrzebuje…
Ostatnią firmą w zestawieniu jest czeski PRUSA Research, największy producent amatorskich drukarek 3D na świecie. Firmie udało się osiągnąć rzecz iście niebywałą – wywodząc się w prostej linii ze środowiska open-source i open-harware, i uwalniając projekty wszystkich swoich kluczowych rozwiązań konstrukcyjnych, osiągnęła pozycję lidera rynkowego, mimo gigantycznej konkurencji z Chin oraz każdego innego zakątka świata.
PRUSA Research to dziś jeden z liderów branży, bezustannie nadający ton i kierunek jej rozwoju. Sam Josef Průša – założyciel firmy i twórca jej ikonicznych projektów, jest z kolei jednym z najbogatszych Czechów. Biorąc pod uwagę, że do tej pory nie wprowadził do firmy jakiegokolwiek funduszu inwestycyjnego, czy strategicznego partnera tylko rozwija wszystko w sposób organiczny sprawia, że z wysokim prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że nie ma w planach wejścia na giełdę.
Zdjęcie: www.pixabay.com