430 dni – tyle czasu minęło od chwili, gdy Zortrax Inventure po raz pierwszy został zaprezentowany światu. 27 maja 2015 r. – dobrze pamiętam tamtą chwilę. Wspólnie z Sebastianem przebywaliśmy w Warszawie na evencie w Centrum Nauki Kopernik, gdy ni stąd ni zowąd otrzymałem mailem sensacyjną informację prasową na temat premiery długo oczekiwanego następcy M200! Nie tracąc ani chwili zaszyłem się gdzieś w kącie, kolejno czytając, pisząc i publikując gorącego newsa na ten temat. Gdybym wiedział wtedy to co wiem dziś, mój zeszłoroczny artykuł nie byłby z pewnością tak entuzjastyczny…
430 dni temu świat druku 3D wyglądał inaczej niż dziś… Bre Pettis wciąż pracował w MakerBocie. Avi Reichental miał niezachwianą pozycję w 3D Systems. Technologia CLIP była absolutną nowością, a na HP i Multijet Fusion patrzono przez palce… 3DGence dopiero rozpoczynało rozmowy z Michałem Sołowowem, a 3DKreator z MCI. Krzysztof Dymianiuk wciąż odpowiadał za projektowanie i rozwój drukarek 3D we 3NOVATICA, a Monkeyfab ledwo co zaprezentował monumentalną drukarkę 3D Kilo. Zortrax cały czas dzierżył pozycję lidera polskiej branży druku 3D, ale daleko było mu do pozycji jaką posiada obecnie. Inventure miał być tym, co wyniesie firmę na absolutny szczyt. I poniekąd wyniósł – tylko, że jako produkt wirtualny…
Pierwsze, bardzo luźne szkice tego co miało w przyszłości stać się Zortraxem Inventure pojawiały się już w latach 2012 – 2013 na różnych forach poświęconych drukowi 3D (m.in. na RepRapForum).
W październiku 2014 r. drukarka 3D pojawiła się ponownie w prezentacji pokazywanej mediom podczas otwarcia pierwszego Zortrax Store w Krakowie.
W grudniu tego samego roku, na forum Zortraxa pojawiły się pierwsze zdjęcia prototypów Inventure. Co ciekawe, w obiegowej komunikacji urządzenie wciąż funkcjonowało pod roboczą nazwą M120.
W końcu, 27 maja 2015 r. zobaczyliśmy coś, co wydawało się być finalną wersją nowej drukarki 3D – Zortraxa Inventure.
Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, do dziś nie uległ on istotnej zmianie. Dużo zmian zaszło natomiast wewnątrz urządzenia – a przynajmniej w jego oficjalnej specyfikacji. Takie parametry techniczne miała mieć nowa drukarka 3D wg danych przesłanych nam w dniu oficjalnej premiery:
Specyfikacja techniczna urządzenia:
- obszar roboczy: 13 x 13 x 13 cm
- ilość głowic drukujących: 2
- średnica głowicy drukującej: 0,3 mm
- maksymalna temperatura głowicy drukującej: 380° C
- średnica materiału: 1,5 mm
- podgrzewany stół roboczy i zamknięta, podgrzewana komora robocza (maksymalna temperatura komory roboczej: 90° C)
- druk 3D z dedykowanych filamentów dostarczanych w kartridżach (Z-ULTRAT Plus oraz materiał podporowy)
- minimalna grubość drukowanej ścianki: 0,4 mm – optymalna: 0,8 mm
- rozdzielczość druku 3D: 90-400 mikronów
- komunikacja z drukarką 3D : karta SD
- oprogramowanie: Z-Suite.
Tak wygląda ona dziś:
- obszar roboczy: 14 x 14 x 14 cm – zmiana
- ilość głowic drukujących: 1 – zmiana
- średnica głowicy drukującej: 0,4 mm – zmiana
- maksymalna temperatura głowicy drukującej: 380° C
- średnica materiału: 1,75 mm – zmiana
- podgrzewany stół roboczy i zamknięta, podgrzewana komora robocza (maksymalna temperatura komory roboczej: 90° C)
- druk 3D z dedykowanych filamentów dostarczanych w kartridżach (Z-ULTRAT Plus oraz materiał podporowy)
- minimalna grubość drukowanej ścianki: 0,4 mm – optymalna: 0,8 mm
- rozdzielczość druku 3D: 90-400 mikronów
- komunikacja z drukarką 3D : karta SD
- oprogramowanie: Z-Suite.
O ile w kwestii obszaru roboczego bądź średnicy głowicy drukującej dopuszczam możliwość pomyłki w komunikacji marketingowej (w pierwszym komunikacie informowano o średnicy głowicy na poziomie 0,3 mm, za to minimalna grubość drukowanej ścianki miała wynieść 0,4 mm co wykluczało się nawzajem), o tyle dwie pozostałe kwestie są dość kluczowe jeśli chodzi o cały projekt. W pierwszej wersji głowice drukujące miały być dwie, a materiał z którego miały drukować miał mieć niespotykaną w technologii FDM średnicę 1,50 mm. Ostatecznie głowica drukująca jest jedna, a filament ma standardową średnicę.
I co z tego wynika?
Otóż można założyć, że w momencie pierwszej prezentacji Inventure w maju 2015, najprawdopodobniej mieliśmy w dalszym ciągu do czynienia wyłącznie z prototypem. Prototypem, który na przestrzeni miesięcy ewoluował w podobny – chociaż nieco inny produkt. I który być może w dalszym ciągu ewoluuje…?
Idźmy dalej. W październiku 2015 r. Zortrax pojawił się na targach 3D Printshow w Paryżu, gdzie po raz pierwszy prezentował Inventure szerszej publiczności. Niestety egzemplarze jakie można było oglądać na stoisku miały więcej wspólnego ze zdjęciami publikowanymi na forum Zortraxa w 2014 r., niż z finalnym produktem. Mimo to, urządzenia spotkały się z olbrzymim zainteresowaniem zwiedzających, co (podobno) zaowocowało pozyskaniem pierwszych zamówień.
Chwilę potem Inventure zdobył nagrodę „Innowacyjny Produkt Roku 2015” w konkursie „Dobry Wzór”, chociaż w dalszym ciągu nie trafił do oficjalnej sprzedaży.
To nastąpiło w listopadzie. Nieoczekiwanie wynikło wokół tego mnóstwo zamieszania… W pierwszej wersji Inventure miał kosztować niespełna 16 tysięcy PLN brutto, jednakże dwa tygodnie później cena spadła do 14.758,77 PLN brutto. Chwilę potem została przeprowadzona jeszcze dodatkowa promocja dla resellerów, tak że ostatecznie wszyscy zaczęli się w tym gubić i nikt nie miał pewności jaka jest oficjalna cena drukarki 3D? Nie zmieniło to faktu, że sprzedawały się nad wyraz dobrze! Szczególnie biorąc pod uwagę to, że nikt ich tak naprawdę nie widział… Dziś cena Inventure to 17.710,77 PLN brutto.
Drukarka 3D miała trafić do rąk pierwszych klientów w pierwszych dniach stycznia 2016 r. (roboczą datą był 05.01). Niestety to nigdy nie nastąpiło… Początkowo termin dostaw przesunięto na koniec stycznia, potem koniec lutego, potem koniec marca, potem koniec lipca, a teraz… wiadomo tylko tyle, że Inventure ma zostać dostarczony jeszcze w tym roku, jednakże nikt nie chce podać konkretnej daty (tzn. teoretycznie jest nią 31.12.2016 r.).
Wracamy do kwestii technicznych.
Czym spowodowane są tak duże opóźnienia w dostarczaniu drukarek 3D na rynek? Najogólniej rzecz ujmując – „coś w nich nie działa jak trzeba„? Moja osobista teoria na ten temat jest taka, że po otrzymaniu dostawy pierwszej partii drukarek 3D z Chin pod koniec grudnia zeszłego roku i przeprowadzenia testów okazało się, że urządzenia są wadliwe? Kolejne miesiące to tylko i wyłącznie kolejne próby zlokalizowania błędu i jego usunięcia. Ostatnia, oficjalna wersja Zortraxa jaką usłyszałem na targach Additive Manufacturing Europe 2016 w Amsterdamie to: „drukarka 3D działa, problemem jest materiał podporowy„.
Niestety nie dysponujemy w tej materii dostateczną ilością informacji, więc zakładamy, że to szczera prawda. Generuje to jednak kilka pytań:
- co takiego wydarzyło się w kwestii materiału podporowego od maja 2015 r., co sprawiło że firma wciąż nie jest w stanie dostarczyć działającego urządzenia na rynek? a może prezentując drukarkę 3D w maju 2015 r. nikt w firmie nie miał wiedzy na temat tego jakie może generować to problemy?
- czy gdy w listopadzie 2015 r. rozpoczynano przedsprzedaż Inventure materiał podporowy wciąż sprawiał problemy?
- jeśli nie, co się stało, że nagle zaczął?
- jeśli tak, dlaczego rozpoczęto przedsprzedaż drukarek 3D?
Gdy jesienią 2015 r. rozpoczynano przedsprzedaż drukarek 3D, nie były znane ceny filamentów. Dziś już dysponujemy tą wiedzą i nie przedstawia się to specjalnie atrakcyjnie. Jak wiemy, filamenty do Zortraxa Inventure sprzedawane są w kartridżach – oto ich ceny:
- Z-Ultrat Plus – 97,17 PLN brutto za 0,35 kg = 277,63 PLN brutto / kg
- Z-Support – 429,27 PLN brutto za 0,35 kg = 1 226,49 PLN brutto / kg.
Drogo? Spójrzmy na ceny akcesoriów:
- DSS Activator (rozpuszczalnik do supportów) – 232,47 PLN brutto / 1,5 kg (komplet 10 saszetek po 150 g)
- stolik roboczy (zupełnie nowa, plastikowa konstrukcja) – 306,27 PLN brutto za komplet 10 stolików.
Najciekawiej przedstawia się kwestia nowych stolików roboczych. Dlaczego sprzedawane są w kompletach po 10 szt.? Czy mają równie długą żywotność jak te w drukarkach 3D M200?
Na koniec DSS Station, czyli stacja robocza do postprocessingu. Tak prezentowała się w Amsterdamie:
Czy tylko ja uważam, że warto było ją pokazać wcześniej, np. w listopadzie gdy rozpoczynano przedsprzedaż drukarek 3D? Czy ktoś widział jak stacja wygląda w środku? Czy wiadomo jak działa?
Czy może być tak, że przygotowując Zortraxa Inventure do sprzedaży nie wszystko było dopięte na ostatni guzik? A jeśli było, to dlaczego te wszystkie wyżej wymienione informacje nie były od razu ujawniane?
Od początku 2014 r. wszystkie działania podejmowane przez Zortraxa służyły tylko i wyłącznie jednemu celowi – wprowadzeniu spółki na giełdę. Zapowiedzi te są równie „stare” jak sam Zortrax. Niestety nie udało się tego osiągnąć ani w 2014 r., ani w 2015 r. i zdziwię się jeśli uda się to w roku bieżącym? Ale chyba nie ma już w tej chwili na to aż takiego ciśnienia? Niedawna informacja o sprzedaży 15% akcji za zawrotną (jak na tą branżę i tą firmę) kwotę 44 mln PLN właścicielowi sieci obuwniczej CCC – Dariuszowi Miłkowi sprawia, że ostatnia rzecz jaka grozi w tej chwili Zortraxowi to konieczność dalszego kapitalizowania się.
Powyższa transakcja to olbrzymi sukces Zortraxa i zwieńczenie ponad trzech lat działań. Nie byłaby ona jednak możliwa gdyby nie trzy rzeczy:
- odpowiednio wysoki wynik finansowy na koniec 2015 r.
- odpowiednio wysoki wynik finansowy za pierwszy kwartał 2016 r.
- udokumentowany rozwój technologiczny spółki, czego dowodem były premiery dwóch nowych urządzeń (Inventure w 2015 r. i M300 w 2016 r.).
Za dwa z tych trzech warunków odpowiada Inventure. To m.in. przedsprzedaż tej drukarki 3D na koniec 2015 r. pomogła wywindować zysk spółki do poziomu 8 mln PLN netto (który i tak był o 2 mln PLN niższy od tego co wcześniej zapowiadano). Z kolei promowanie jej oryginalnych rozwiązań technicznych (jedna głowica drukująca z dwóch materiałów, dedykowany materiał podporowy rozpuszczalny we własnej stacji do postprocesingu, zamknięta i podgrzewana komora robocza etc.) miały udowodnić, że Zortrax ma olbrzymi potencjał rozwojowy, a jego produkty są nowoczesne i innowacyjne.
Nawet jeśli firma wciąż nie jest w stanie wprowadzić ich fizycznie na rynek…
Możemy teraz wziąć pod uwagę dwa scenariusze:
- pierwszy, że Zortrax faktycznie chciał stworzyć innowacyjny produkt, ale „poległ” na poziomie wdrażania poszczególnych rozwiązań technicznych?
- drugi, że samo urządzenie miało od początku drugorzędne znaczenie, a chodziło tylko i wyłącznie o stymulację sprzedaży i wywołanie odpowiedniego wrażenia w oczach potencjalnych inwestorów?
Bez względu na to, który wariant jest bliższy prawdzie, jedno jest pewne – z końcem zeszłego roku firma rozpoczęła sprzedaż produktu, który nie był gotowy do sprzedaży. Co więcej, w dalszym ciągu nie wie, kiedy będzie mogła tą sprzedaż kontynuować?
Mimo to, mało kto się z tego powodu obrusza, ponieważ tak działa (prawie) cała niskobudżetowa branża druku 3D. A jej głównym motorem napędowym jest Kickstarter. To tam sprzedaje się marzenia – drukarki 3D, które mają być nowatorskie i innowacyjne, mają posiadać wyjątkowe cechy oraz drukować modele 3D w niespotykanej do tej pory jakości. Kupujemy je w ciemno, wierząc filmom reklamowym, zdjęciom i wizualizacjom. Czas dostawy? Niby zawsze jest określony z góry, ale rzadko kiedy komukolwiek udaje się go dotrzymać. I mało kto robi z tego powodu jakieś poważniejsze problemy. W końcu to tylko Kickstarter – to normalne…
W historii Kickstartera niewielu firmom udało się dotrzymać nie tylko deklarowany termin dostawy, to na dodatek dostarczyć produkt spełniający wcześniejsze obietnice. Jedną z nich był właśnie Zortrax. W 2013 r. firma zdobyła solidne dofinansowanie na poziomie 179.471 $ i rozliczyła się ze swoich zamówień przed czasem. Miała wtedy gotowy i sprawdzony produkt, który „wystarczyło” wyprodukować i dostarczyć backersom. Do dziś ta kampania może służyć za wzór zarówno pod względem przygotowania jak i przeprowadzenia.
Po dwóch latach firma postanowiła zrobić to jeszcze raz – ale tym razem na własną rękę, bez pomocy Kickstartera. Tylko, że tym razem wszystko wyszło na odwrót… Zupełnie jak w typowej kampanii kickstarterowej – niedotrzymane terminy dostaw, zmiany w produkcie lub w powiązanych z nim akcesoriach, podwyższenie ceny w stosunku do tej z kampanii / przedsprzedaży, słaba komunikacja z backersami / klientami etc. O ile oryginalna kampania była nietypowa, ponieważ przebiegła bez jakichkolwiek problemów, o tyle przedsprzedaż Inventure powieliła wszystkie możliwe błędy i grzechy kickstarterowych start-upów, źródłem których jest zawsze to samo – brak skończonego produktu.
Zortrax to absolutny lider jeśli chodzi o polską branżę druku 3D, generujący największą sprzedaż urządzeń. To Zortraxowi zawdzięczamy doskonałą opinię jaką polska branża druku 3D cieszy się na świecie. To Zortrax sprawia, że o drukarkach 3D mówi i pisze się w mediach głównego nurtu, a temat ten podejmują nawet ministrowie rządu RP. Dlatego od Zortraxa wymaga się więcej. Oczekuje się, że jeśli wprowadza jakiś produkt do oferty – to on działa. Jeżeli go sprzedaje – to dostarcza do klientów w obiecanym terminie. A jeżeli mu coś nie wychodzi – to to komunikuje. A nie udaje, że nic się nie stało…