Kilka słów na temat domowej produkcji filamentu…

Chociaż koncept „drukarki 3D w każdym domu” okazał się kompletnym fiaskiem, doprowadzając do upadku wielu bardzo znanych swego czasu producentów, nie da się ukryć, że wiele urządzeń znalazło swoich n abywców i z powodzeniem działa w przestrzeni domowej. Oczywiście ich użytkownikami nie jest „typowy Kowalski” czy „average Joe„, na których liczyli producenci pokroju Pirxa, 3NOVATICASolidoodle, Printrbota, Type A Machines, czy MOD-t, lecz na swój sposób wyjątkowa choć wciąż bardzo wąska grupa hobbystów i amatorów, zdolnych poradzić sobie z licznymi kompromisami jakie wymuszają desktopowe drukarki 3D do samodzielnego montażu. To ci ludzie stoją za spektakularnym sukcesem Josefa Prusy, czy niezliczonymi, pół-darmowymi, chińskimi konstrukcjami.

Niestety tak jak producentom drukarek 3D udało się ostatecznie przekonać do swoich produktów jakieś grono użytkowników, tak trudno powiedzieć to samo o producentach domowych wytłaczarek do filamentu. Ci drudzy zanotowali absolutną klęskę, której skalę można najlepiej opisać tym, że trudno znaleźć kogoś na świecie, kto bez jakiegokolwiek przygotowania byłby w stanie wymienić nazwę któregokolwiek z nich…

Zasadniczo powinno im się przecież udać? Teoretycznie koncept samodzielnego tworzenia własnego materiału eksploatacyjnego do drukarki 3D brzmi świetnie! Do jego produkcji możemy wykorzystać zarówno resztki z nieudanych wydruków 3D, resztek supportów i raftów, czy nawet plastikowych odpadów – butelek, opakowań, zabawek, elementów urządzeń elektronicznych itp., etc. Nie tylko pozbywalibyśmy się plastikowych śmieci wprowadzając je ponownie w obieg – stalibyśmy się swoistym domowym centrum recyklingowym!

Rzeczywistość jest niestety rozczarowująca… Abstrahując od takich rzeczy jak funkcjonalność i wydajność samej wytłaczarki, proces produkcji filamentu jest na tyle skomplikowany, że to co bylibyśmy w stanie teoretycznie samodzielnie wyprodukować, miałoby fatalną jakość – i to pod warunkiem, że użyty surowiec byłby jednorodny gatunkowo (tzn. nasz filament powstawałby z resztek PLA, a nie resztek wszystkiego co wpadnie nam pod rękę).

Problem ten dość szczegółowo opisałem już w archiwalnym artykule z 2014 – mimo upływu lat, pozostaje wciąż tak samo aktualny…

ZOBACZ: Fiasko domowych wytłaczarek do filamentu, czyli dlaczego od początku w to nie wierzyłem?

Przez ten czas na rynku próbowało zaistnieć wielu producentów tego typu urządzeń – opisywaliśmy kilku z nich:

Jedynym, któremu się to w jakiś sposób udało to holenderskie 3DEVO. Mimo to wciąż trudno mówić w kontekście tej firmy inaczej jak o start-upie… Warto też nadmienić, że polską, desktopową wytłaczarkę do filamentu próbował kiedyś zbudować Wojciech Droździewicz – twórca serwisu Świat Druku 3D.

Domowe wytłaczarki do filamentu to koncept, który mimo teoretycznie wysokiego potencjału i szansy na powodzenie, nigdy się nie przyjął i nie zanosi się na to, aby miało to ulec zmianie. Zbyt skomplikowana technologia, nieprzyjazne warunki pracy (hałas i opary wydobywające się z maszyny podczas przetapiania materiału) oraz konieczność bardzo drobiazgowej selekcji surowca (zapominamy o „wrzucaniu do maszyny dowolnego plastiku„) sprawiają, że o samodzielnej produkcji filamentu mogą myśleć co najwyżej ośrodki naukowo-badawcze, gdzie potrzeba jest produkcji i testowania niewielkich ilości materiału, lub działy R&D w firmach zajmujących się produkcją i/lub przetwórstwem tworzyw sztucznych.

Produkcja domowa jest bezzasadna…

Scroll to Top