Gdy w 2013 roku stawiałem pierwsze kroki w branży druku 3D, zakup pierwszej drukarki 3D był nie lada wyzwaniem… Pomijając kwestię, że mało które urządzenie było dostępne od ręki (czas oczekiwania wynosił nawet do kilku tygodni), ich ceny były na tyle wysokie, że kupowały je osoby, które albo naprawdę ich potrzebowały, albo były nimi zafascynowane do tego stopnia, że wydatek rzędu kilku-kilkunastu tysięcy złotych nie robił na nich większego wrażenia. Równocześnie warto pamiętać, że niskobudżetowe drukarki 3D stały w 2013 roku na dużo niższym poziomie technologicznym niż obecnie. Dziś za 15 tysięcy złotych możemy kupić dwugłowicowego Ultimakera 3, z kamerą video, WiFi i własnym komputerem w środku. W 2013 r. za zbliżoną kwotę mogliśmy otrzymać co najwyżej jego oryginalną, drewnianą wersję… Również sama CURA oferowała niewielką część możliwości, które ma obecnie.

W latach 2013-2014 drukarka 3D za mniej niż 2500 PLN brutto była bardzo tania. Gdy w maju 2013 r. singapurski Pirate3D ogłosił, że jego Buccaneer będzie oferowany za kwotę ok. 1200 PLN, świat oszalał! Wkrótce po nim, kolejne firmy próbowały iść w jego ślady oferując coraz tańsze urządzenia tego typu, podnosząc równocześnie zakres ich funkcjonalności. Niestety koniec końców okazało się, że w znakomitej większości wypadków były to obietnice bez pokrycia… Zarówno Pirate3D jak i jego naśladowcy popadli szybko w poważne problemy finansowe i żaden z produktów nie trafił ostatecznie na rynek (nielicznym wyjątkiem od reguły okazało się być m.in. Micro z M3D).

Niską ceną próbowali walczyć o klienta też nasi rodzimi producenci – niestety również i tu większość z nich poniosła klęskę, czego najbardziej znanym przykładem może być kariera krakowskiego Pirxa. Dlatego tłumaczyłem i apelowałem – drukarki 3D muszą być drogie, ponieważ przy tak niskim wolumenie sprzedaży firma aby przetrwać, musi mieć odpowiednio wysokie marże zarówno na bieżące utrzymanie jak i dalszy rozwój. Kupno taniej drukarki 3D – czy to gotowej do pracy, czy w formie zestawu do samodzielnego złożenia, jest obarczone bardzo dużym ryzykiem. Produkt będzie albo słaby (ponieważ producent będzie musiał iść na wiele kompromisów przy jej projektowaniu), albo producent wkrótce zniknie z rynku (bo nie będzie miał z czego żyć…).

W latach 2015 – 2016 na rynku zaczęło pojawiać się coraz więcej tanich drukarek 3D z Chin. Ich ceny oscylowały w kwotach poniżej 2000 PLN, jednakże jakość wykonania wciąż wołała o pomstę do nieba. Ktoś kto kupował tanią kopię Prusy i3 do samodzielnego montażu, musiał borykać się przez długie tygodnie (miesiące?) z kalibracją i właściwym ustawieniem poszczególnych parametrów urządzenia – a w wielu przypadkach wręcz z jego przebudową. Wszystko po to, aby drukarka 3D drukowała w miarę satysfakcjonujący sposób.

To zmieniło się jednak w roku 2017… W sprzedaży zaczęło pojawiać się coraz więcej chińskich drukarek 3D, które nie tylko niczym nie odstawały od wielu europejskich lub amerykańskich odpowiedników, to coraz częściej przewyższały je jakością oferowanych rozwiązań. Równocześnie w dalszym ciągu spadały ich ceny… Dziś drukarka 3D za mniej niż 1000 PLN nikogo nie szokuje. Możemy ją zakupić nawet za połowę tej kwoty!

Dla mnie punktem zwrotnym w postrzeganiu chińskich drukarek 3D był kontakt z Panowin Technologies Co., Ltd., które przesłało nam na testy drukarkę 3D – Panowin F1. Na pierwszy rzut oka wygląda identycznie jak Trinus – zdobywca 1,6 mln $ w głośnej, zeszłorocznej kampanii na Kickstarterze. Nie ma w tym jednak żadnej tajemnicy, czy kontrowersji – Kodama Inc., twórca Trinusa jest partnerem Panowin Technologies Co., Ltd. i Trinus jest zmodyfikowaną wersją F1. Urządzenie jest sprzedawane w wersji zestawu do samodzielnego montażu w cenie 400 – 600 dolarów, w zależności od wersji. Niestety póki co jeszcze nie doczekało się oficjalnej, polskiej dystrybucji.

Przez ostatnie trzy miesiące dość mocno testowaliśmy Panowin F1 dochodząc w którymś momencie wręcz do granic możliwości urządzenia. Komplet artykułów na ten temat znajdziecie na 3D w praktyce. Póki co zachęcamy do lektury oficjalnej recenzji tej drukarki 3D.

Panowin F1

Drukarka 3D jest w całości wykonana z metalu, nie licząc kilku pojedynczych detali wykonanych metodą wtrysku z plastiku. Jedyna rzecz jaka pochodzi z drukarki 3D to ramię na filament, które musimy sobie wydrukować. Urządzenie przychodzi do nas w formie kitu, jednakże różni się on diametralnie od wszystkich tego typu zestawów dostępnych na rynku.

Większość kluczowych elementów jak osie XYZ, czy ekstruder są już złożone i wystarczy je poskładać w całość.

Szczegółową relację z montażu Panowin F1 znajdziecie tutaj.

Budowa tej drukarki 3D przypomina montaż mebli z IKEA i trwa równie „długo„. Mnie zajęło to niespełna 40 minut. Na pierwsze uruchomienie potrzebujemy kolejnych kilka-kilkanaście minut, na co składa się instalacja autorskiego oprogramowania Pango.

Stół jest fabrycznie skalibrowany (mimo że drukarka 3D jest rozłożona!), niemniej jednak ustawienie właściwej wysokości głowicy względem stołu jest banalnie proste i odbywa się z poziomu oprogramowania.

Części są fantastycznie spasowane i naprawdę pozytywnie zadziwiają jakością wykonania (przynajmniej w kontekście ceny za całe urządzenie). Tak na pierwszy rzut oka, gdyby chcieć produkować w Polsce drukarki 3D wykonane z tych samych komponentów, cena musiałaby być co najmniej trzy razy wyższa…

Domyślnie w zestawie otrzymuje się plastikowy stół z charakterystyczną szachownicą. My dodatkowo otrzymaliśmy stół podgrzewany – niestety nie udało nam się do tej pory go uruchomić (najprawdopodobniej jest uszkodzony?). Wraz ze stołem otrzymaliśmy dwie podkładki adhezyjne, będące kopią BuildTaka. Pierwsza podkładka działa nam bez zarzutu cały czas…

Oryginalny, plastikowy stolik

Kolejną rzeczą jaką otrzymaliśmy ekstra byłą głowica do grawerowania laserowego. Wciąż jej jeszcze nie przetestowaliśmy, jednakże zamierzamy to wkrótce zrobić.

Na koniec specyfikacja techniczna urządzenia:

  • technologia: FDM
  • obszar roboczy: 12 x 12,5 x 12,5 cm
  • druk 3D: PLA (w przypadku podgrzewanego stołu także ABS i PETG)
  • średnica filamentu: 1,75 mm
  • średnica głowicy drukującej: 0,4 mm
  • podgrzewany stół roboczy w opcji (my takowy posiadamy)
  • głowica laserowa do grawerowania w opcji (my takową posiadamy)
  • komunikacja SD lub USB; dotykowy panel LCD w opcji (my takowy posiadamy).

Praca z drukarką 3D

Mimo że teoretycznie mamy do czynienia z tanim RepRapem, w rzeczywistości praca z Panowinem F1 jest łatwa, prosta i przyjemna. Nie oznacza to  jednak, że drukarka 3D nie ma wad… W sumie naliczyliśmy ich trzy:

  • brak włącznika / wyłącznika – aby uruchomić lub wyłączyć drukarkę 3D musimy użyć kabla zasilającego, który iskrzy przy kontakcie z elektroniką; z jednej strony to stosunkowo mała niedogodność – z drugiej zupełnie niezrozumiała oszczędność?

  • głośna praca – ruch stolika w osi Y jest koszmarnie głośny; niestety WD40 nie pomaga – taki jest po prostu „urok” urządzenia

  • pauzowanie się drukarki 3D i niezrozumiałe skoki temperatury na wyświetlaczu LCD – przez ok. dwa tygodnie borykaliśmy się z problemem losowego pauzowania się drukarki 3D w trakcie pracy; czasem następowało to po godzinie pracy – czasem po kilkunastu minutach; dodatkowo temperatury na wyświetlaczu od czasu do czasu potrafiły spaść z 200°C do 112°C, by znowu wzrosnąć do 185°C – a wszystko to w przeciągu zaledwie 1 sekundy! ostatecznie skontaktowaliśmy się z producentem, który doradził aby… sprawdzić kable w elektronice; uczyniliśmy to i problem natychmiast zniknął; warto zatem raz na jakiś czas sprawdzić, czy kable nie poluzowały się w slotach…

Rzecz na jaką trzeba zwrócić uwagę podczas pracy, to samo rozpoczęcie drukowania. Panowin F1 pozycjonuje głowicę do pozycji startowej, podnosi ją o kilkanaście milimetrów i wypuszcza nitkę filamentu. Następnie rozpoczyna drukowanie. Teraz… jeżeli nie zdejmiemy tej nitki pincetą, podąży ona za głowicą na stół i w 9 przypadkach na 10 popsuje od razu wydruk.

Poza tym co wymieniłem, drukarka 3D działa bez zarzutu. Najdłuższy wydruk jaki na niej realizowaliśmy trwał blisko dwie doby. Większość modeli drukowaliśmy z PLA, ale eksperymentowaliśmy także z PETG (HDGlass z Formfutura) oraz ABS (niestety brak podgrzewanego stołu sprawił, że model się szybko odkształcił i oderwał od podkładki adhezyjnej).

Oprogramowanie

Generalnie Panowin F1 jest wykonany na wysokim poziomie i nie sprawia większych problemów w pracy, jednakże to wciąż nie czyni z niego nic specjalnie wyjątkowego – ot solidnie wykonana drukarka 3D jakich wiele znajdziemy na rynku. To co jednak „robi różnicę” to autorskie oprogramowanie o nazwie Pango.

Szczegółowy opis działania Pango znajdziecie tutaj.

Pango jest banalne w obsłudze i dość ograniczone jeśli chodzi o możliwości nanoszenia zmian lub modyfikacji w ustawieniach. Jego największą zaletą jest oryginalny sposób generowania raftu i supportów co sprawia, że trudno znaleźć geometrię, z którą by sobie nie poradził…

Raft generowany przez Pango składa się ze zbioru sześciokątów (lub też plastrów miodu). Każdy z nich jest drukowany oddzielnie – nie są połączone ze sobą, a odległości pomiędzy nimi wynoszą po ok. 1 mm. Na rafcie jest drukowany model oraz supporty. Po wydrukowaniu, odrywamy po jednym sześciokącie – aż do usunięcia całości.

W zależności od tego co było na nich drukowane (jednolita płaszczyzna, czy kilka elementów wydruku) odchodzą albo ręcznie, albo przy niewielkiej pomocy cążek. Tak czy inaczej jest to banalnie proste…

Jeśli chodzi o supporty, to podobnie jak w przypadku raftu, zostały one oparte o kształt sześciokąta. Przy ich generowaniu program dzieli sobie obszar, na którym mają się pojawić i wypełnia go sześciokątnymi kolumnami.

Kolumny są rozłożone wobec siebie równomiernie i stanowią niejako niezależne, zamknięte modele. Nie są połączone ze sobą, chociaż ich dystans wobec siebie jest minimalny – dużo niższy niż w przypadku opisywanych powyżej kawałków raftu.

Każda kolumna jest zakończona grubą ścianką, czyniąc z niej niezależny obiekt. Tym samym odrywanie supportu sprowadza się tak naprawdę do odłamania jednego modelu od drugiego.

Jest to niezwykle funkcjonalne i proste rozwiązanie. Sprawdza się w znakomitej większości przypadków.

Jedyny przypadek, gdzie Pango zawiodło to model anatomiczny kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, w którym nie udało się usunąć podpór bez uszkadzania wydruku.

Zostało to szczegółowo opisane w tym artykule:

ZOBACZ: FDM EXTREME, czyli o drukowaniu modeli anatomicznych na Panowin F1

Jak wszystko w życiu tak i Pango ma wady… Bardzo mocno przekłamuje czasy druku 3D, zaniżając je o ok. 25-30% oraz pozwala na modyfikację niewielkiej liczby parametrów.

Wydruki 3D

Panowin F1 doskonale radzi sobie z praktycznie wszystkimi geometriami dochodząc niejednokrotnie do granic możliwości technologii FDM, jednakże nie jest idealne w drukowaniu małych, precyzyjnych detali. Jak widać na przykładzie poniższych zdjęć figurek, odwzorowuje drobne kształty, ale w ostatecznym rozrachunku trudno powiedzieć, aby wyglądały one ładnie. Fenomenalnie sprawdza za to się wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą skomplikowane kształty. Pod tym względem Panowin F1 stoi na najwyższym poziomie…

ZOBACZ: Test druku 3D różnych wysokości warstw modelu

Podsumowanie

Panowin F1 to jedna z najlepszych drukarek 3D z jaką miałem do tej pory styczność. Stosunek jakości do ceny jest fenomenalny – nie rozumiem w jaki sposób opłaca się w Chinach wyprodukować i złożyć poszczególne komponenty w całość, a następnie wysłać na inny kontynent za mniej niż 500$? Niemniej jednak akceptuję to i w pełni korzystam z zalet jakie oferuje ta drukarka 3D.

Pango jest świetne! Jedyna rzecz nad którą ubolewam, to brak możliwości wykorzystania tego programu do drukarek 3D innych producentów… Gdyby Monkeyfab PRIME mógł korzystać z tego oprogramowania, mielibyśmy do czynienia z urządzeniem doskonałym! Tak zadowalam się równie dobrą konstrukcją o niewielkim (niestety…) obszarze roboczym.

Panowin F1 sprawił, że zacząłem patrzeć inaczej na segment tanich, desktopowych drukarek 3D. Chociaż wciąż nie widzę za bardzo urządzeń tego typu w „każdym domu„, jak najbardziej widziałbym je już w „każdej szkole„. Jest to także ciekawa propozycja dla firm – jedyne czego nie byliśmy w stanie ustalić, to drukowanie z ABS. Gdybyśmy nie wadliwy stół roboczy, całkiem prawdopodobne, że drukarka 3D drukowałaby ze znakomitej większości gatunków filamentów.

Rewolucja się zbliża. Nadchodzi z Chin…

Paweł Ślusarczyk
Jeden z głównych animatorów polskiej branży druku 3D, związany z nią od stycznia 2013 roku. Twórca Centrum Druku 3D - trzeciego najdłużej działającego medium poświęconego technologiom przyrostowym w Europie. Od 2021 r. rozwija startup GREENFILL3D produkujący ekologiczny materiał do druku 3D oparty o otręby pszenne.

1 Comment

  1. Tylko nie WD40 do smarowania prowadnic czy śrub! To tak na wstępie, bo jak przeczytałem to się zdziwiłem.
    Pamiętam ceny komponentów jakie kupowałem w Chinach do sprzedawanych zestawów DIY w 2012/13 roku. Teraz jest to niekiedy 1/2 a nawet 1/3 ceny jaką wtedy płaciłem za towar. Już w tamtych czasach można było utargować sporo, ale nie aż tyle. Suma sumarum i same drukarki staniały.
    Tania drukarka, przyzwoicie drukująca, z własnym softem (w pełnym wydaniu, razem ze slicerem) – kiedyś to było niemożliwe, dziś jak najbardziej do pozyskania od ręki bez PRZEDSPRZEDAŻY i obietnic z Kickstartera.
    Fajnie fajne czasy nastały 🙂 Dziwię się że są nadal w naszym kraju firmy, które chcą rozwijać segment DIY FDM z kwotami za urządzenie do samodzielnego montażu 2000 zł i więcej.

Comments are closed.

You may also like