Zortrax M300 objawił się znienacka światu 28 czerwca 2016 r., podczas targów Additive Manfacturing Europe w Amsterdamie. Choć z jednej strony było to dla wszystkich sporym zaskoczeniem, z drugiej stanowiło dość logiczną kontynuację rozwoju linii produktowej firmy. Do tego momentu motorem napędowym Zortraxa pozostawał niezłomny M200, funkcjonujący na rynku od trzech lat, tj. od zwycięskiej kampanii crowdfundingowej na Kickstarterze. W międzyczasie został zapowiedziany jego niedoszły następca w postaci Inventure, którego debiut przeciągnął się ostatecznie do czerwca br.  M300 wydawał się być wtedy świetnym rozwiązaniem dla firmy i pozwolił jej zaczerpnąć oddech, którego zaczynało brakować pod wpływem problemów z dostarczeniem na rynek finalnej wersji Inventure.

Od tamtej pory minął ponad rok, a M300 z powodzeniem odnalazł się na rynku, stając się komplementarnym uzupełnieniem oferty Zortraxa. Urządzenie posiada duży obszar roboczy na poziomie 30 cm w każdej z osi XYZ. Na pierwszy rzut oka wygląda po prostu jak przeskalowany wzwyż M200, zostało jednak wyposażony w kilka drobiazgów, które odróżniają je od słynnego poprzednika. W lipcu tego roku otrzymaliśmy urządzenie na testy i po kilkuset godzinach pracy, kilku kilogramach przedrukowanego plastiku, a nawet rozebraniu bloku grzewczego na najdrobniejsze części, jesteśmy w stanie już bardzo wiele powiedzieć na temat tej drukarki 3D. Czym M300 różni się od M200, czy jest warty swojej ceny oraz jak wypada na tle swoich wielkogabarytowych poprzedników – spróbujemy odpowiedzieć na te wszystkie pytania w niniejszej recenzji…

Zortrax M300

Zaczniemy jak zwykle od specyfikacji technicznej:

  • obszar roboczy: 30 x 30 x 30 cm
  • średnica filamentu: 1,75 mm
  • średnica głowicy: 0,4 mm
  • rodzaje materiałów: autorskie (Z-PLA Pro, Z-ASA Pro, Z-HIPS, Z-PETG, Z-GLASS, Z-ESD) oraz innych producentów, po ustawieniu własnych profili w oprogramowaniu Z-SUITE
  • podgrzewany, perforowany stół roboczy
  • oprogramowanie: autorskie – Z-SUITE
  • komunikacja: czytnik LCD i karta SD.

Jak widać, jest ona bardzo podobna do specyfikacji M200, a dwie główne różnice to obszar roboczy oraz zakres stosowanych materiałów – w M300 nie mamy na chwilę obecną możliwości korzystania z Z-ABS i Z-ULTRAT, chyba że wygenerujemy sobie na nie własne profile w Z-SUITE. Tak czy inaczej domyślnie nie możemy z nich korzystać, co jest dość zrozumiałe gdybyśmy chcieli drukować przy ich pomocy +20-to centymetrowe wydruki. Aktualna cena urządzenia to ok. 20 tysięcy PLN brutto.

Podobnie jak M200, M300 jest oparty o dużą, czarną, stalową obudowę. Chociaż otwarty z czterech stron (front, boki i góra), jest domyślnie wyposażony w duże osłony z pleksi, które pomagają nieco zwiększyć stabilność temperaturową wewnątrz komory roboczej. Oczywiście nie ma tu absolutnie mowy o jakimkolwiek jej „podgrzewaniu” – po prostu wydruk na stole roboczym jest skutecznie chroniony przed ewentualnymi powiewami chłodnego powietrza z zewnątrz (np. przeciągów w pomieszczeniach z oknami lub tarasami jak u nas w biurze), co w kontekście wielkogabarytowych wydruków 3D, do których predysponowany jest Zortrax M300, ma istotne znaczenie.

Panele są estetyczne, łatwe w montażu i po założeniu czynią z drukarki 3D dość atrakcyjnie wyglądające urządzenie.

Pełna rodzina Zortrax: M200, M300 oraz Inventure

M300 przychodzi do nas w olbrzymim pudle – a raczej dwóch: brzydkim, brązowym, „dla kuriera” oraz estetycznym, białym wewnątrz, w którym bezpośrednio znajduje się drukarka 3D.

Razem z urządzeniem otrzymujemy wspomniane panele boczne, naprawdę hojny zestaw narzędzi (naprawdę mało kto dostarcza tak świetne narzędzia jak Zortrax!) i wielką, dwukilogramową rolkę filamentu – w naszym przypadku był to śnieżnobiały Z-HIPS.

Pierwsze uruchomienie drukarki 3D to banał – wyciągamy z jej wnętrza wszystkie zabezpieczenia, podłączamy kabel zasilający i włączamy bocznym przyciskiem. Uruchamiamy wydruk z karty SD (o ile taki posiadamy…) i tyle… Nikt kto miał kiedykolwiek styczność z M200 nie będzie miał najmniejszych problemów z jego młodszym – choć większym bratem.

Chociaż na pierwszy rzut oka bardzo podobne, M300 posiada kilka drobnych niuansów, odróżniających je od M200. Nie są one w żadnym stopniu rewolucyjne – po prostu są konsekwencją powiększonego drastycznie obszaru roboczego. Pierwszą różnicą jest dwukrotnie grubszy stół roboczy, który ma za zadanie utrzymać nawet dwukilogramowe wydruki.

Drugą – ramię na rolkę filamentu, dłuższe i grubsze, dedykowane dla dużych szpul materiału. Tu niestety pojawia się pewna wada urządzenia – ramię ma zdecydowanie zbyt wysoką średnicę jak na standardowe rolki filamentu. Aby korzystać z innych materiałów – chociażby oryginalnych filamentów z rodziny „Z-” wykorzystywanych w M200, musimy założyć albo inne ramię, albo skorzystać z niezależnego stojaka na filament.

Trzecia różnica to większy i bardziej solidny uchwyt na rurkę prowadzącą filament do głowicy. Bardzo fajne i estetyczne rozwiązanie.

Innych różnic nie zanotowałem… Blok grzewczy w M200 i M300 wygląda tak samo.

Praca z drukarką 3D

Mając za sobą przeszło dwa lata pracy z M200, wiedzieliśmy czego mniej więcej możemy się spodziewać po M300. Uznaliśmy, że nie będziemy tracić czasu na drobne wydruki 3D, które moglibyśmy z powodzeniem wykonać na mniejszej drukarce 3D, tylko od razu przejdziemy do wielkich rzeczy…

Traf chciał, że w tym samym czasie skontaktowali się z nami organizatorzy  Łódzkiego Festiwalu Fantastyki „Kapitularz” z propozycją udziału w tym wydarzeniu. Na fali rozmów i postanowiliśmy, że uświetnimy to wydarzenie jedynym w swoim rodzaju, wyjątkowym wydrukiem 3D – pełnowymiarowym modelem Tyriona Lannistera, bohatera powieści „Pieśń lodu i ognia” George R.R. Martina oraz powstałego na jej kanwach serialu produkcji HBO „Gra o Tron„.

Kulisy powstania tego projektu opisałem w oddzielnym artykule na łamach 3D w praktyce. Znajdziecie tam szczegółową relację z drukowania modelu, jego montażu oraz malowania. Tutaj skupimy się wyłącznie na pierwszej kwestii – drukowaniu poszczególnych komponentów Tyriona.

ZOBACZ: „Mały człowiek z wielkiej drukarki 3D, czyli historia powstania pełnowymiarowej kopii Tyriona Lannistera

Z uwagi na skalę projektu i dość ograniczony czas na jego ukończenie (jeden miesiąc – sierpień 2017), do współpracy zaprosiliśmy samego Zortraxa, który wziął na siebie wydrukowanie większości detali. Nam przypadło w udziale wydrukowanie czterech elementów – pary butów, prawej ręki oraz kielicha, który jest w niej trzymany.

Chociaż na pierwszy rzut oka może się to wydawać niewiele, śpieszę poinformować, że pierwsze trzy wydruki 3D trwały po min. 70-kilka godzin! Rekordowy był lewy but, który drukował się 83 godziny non-stop (trzy i pół dnia).

Oczywiście nie był to najdłużej trwający wydruk w tym projekcie. Fragment tułowia wraz z lewą ręką drukował się ok. 135 godzin (ponad pięć dni ciągłej pracy!), a ryzyko jego przeprowadzenia wziął na siebie sam Zortrax.

Wydruki które realizowaliśmy zostały wykonane z Z-PLA Pro.

Nie mieliśmy najmniejszych problemów z ich drukowaniem – te pojawiły się dopiero przy próbie zdejmowania ich ze stołu. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się jak może od strony technicznej wyglądać zdejmowanie półtorakilogramowego detalu o powierzchni kilkudziesięciu centymetrów kwadratowych z perforowanego stołu roboczego drukarki 3D… Potrzeba do tego odpowiedniej techniki, cierpliwości oraz… długiej i szerokiej szpachelki (lub trzech). Tak czy inaczej modele udało się zdjąć bez uszkodzenia, ale nie jest to rzecz, do której przywykliśmy przy M200…

Po blisko 250 godzinach pracy z Z-PLA Pro postanowiliśmy trochę poeksperymentować z innymi materiałami. To okazało się być zgubne. Tzn. sama zmiana filamentów na inne niż te z serii Z-Filaments może i nie byłaby problemem gdyby nie to, że robiliśmy to na domyślnych profilach wydruku w Z-SUITE. Wkrótce okazało się, że mieszanie kilku gatunków PLA, Z-HIPS, czy ASA (innego dostawcy niż Zortrax) jest prostą drogą do zaczopowania nie tylko samej głowicy, ile modułu grzewczego…

Chcąc nie chcąc rozebraliśmy cały blok, dochodząc w końcu do jednego, małego kawałka plastiku, który ugrzązł gdzieś po jego środku. Była to prawdziwa mieszanka kilku gatunków termoplastu… Jaki z tego płynie wniosek – eksperymentowanie z różnymi filamentami jest jak najbardziej możliwe, ale pod warunkiem wcześniejszego ustawiania temperatur w Z-SUITE.

Gdy uporaliśmy się z tym problemem, zrealizowaliśmy jeszcze kilka dużych wydruków z Z-HIPS. Model z którego jesteśmy równie dumni jak z Tyriona nie może zostać niestety pokazany… Na prośbę mojego serdecznego kolegi – Marcina Kwapisza, który w 2013 r. współtworzył przez pewien czas ze mną Centrum Druku 3D, wydrukowaliśmy duży detal, pełniący rolę pojemnika na płyny. Jego wymiary zewnętrzne to 29,5 x 10 x 29,5 cm. Miał bardzo interesującą geometrię i był pusty w środku (chociaż nie licząc pojedynczego otworu na płyn – całkowicie zamknięty). Wydruk trwał również ponad 70 godzin i nie tylko wyszedł fantastycznie, to na dodatek nie popękał!

Kolejne dwa, ponad dobowe wydruki 3D prezentuję poniżej…

Jak w przypadku każdej drukarki 3D tak i M300 ma swoje wady. Najdotkliwszą jest chyba koszmarnie długi czas nagrzewania się stołu roboczego i głowicy drukującej – może to trwać dobrych kilkanaście minut. Gdy włączycie wydruk, możecie spokojnie wyjść z biura, wsiąść do auta i podjechać do pobliskiego fast-fooda na kanapkę. Gdy wrócicie, M300 będzie stawiał dopiero pierwsze linie raftu na stole.

Druga wada to wspomniane zbyt szerokie ramię na rolkę z filamentem, które na dodatek wydaje strasznie głośny dźwięk przy kontakcie ze szpulą. Zauważyliśmy, że następuje to dopiero gdy zużyjemy ponad połowę dwukilogramowej szpuli – z drukarki 3D zaczyna się wtedy wydobywać rozpaczliwe trzeszczenie i skrzypienie, wywołane tarciem plastiku o plastik. Nie jest to odgłos ciągły – urządzenie raczej co chwila przypomina o swoim istnieniu.

Trzecia wada to relatywnie głośny wentylator – w M200 pracuje zdecydowanie ciszej.

Oprogramowanie

Do obsługi M300 wykorzystujemy dedykowane oprogramowanie Zortraxa – Z-SUITE. Nie ma tu absolutnie żadnych zmian w stosunku do tego co znamy z M200, poza dwoma opisanymi wcześniej różnicami: większym obszarem roboczym i ograniczeniem w wyborze dedykowanych Z-filamentów.

Osoby, które nie miały wcześniej styczności z Z-SUITE mogę zapewnić, że jest to naprawdę banalne w obsłudze oprogramowanie, którego nauka nie zajmie dłużej jak kilkanaście minut. Wszystko jest prostolinijne – dodajemy model 3D, jeżeli potrzeba obracamy go lub skalujemy (możemy nawet pociąć na kawałki!), a następnie wypuszczamy do druku 3D. W ustawieniach drukowania wybieramy materiał, wysokość warstwy, stopień wypełnienia, jakość wydruku oraz kilka dodatkowych ustawień zaawansowanych (jak np. stopień generowania podpór, czy ilość obrysów).

W kwietniu br. Zortrax zmienił politykę filamentową, umożliwiając tworzenie własnych profili wydruków 3D dla materiałów zewnętrznych dostawców.

Wydruki

Jeden z głównych powodów, dla którego drukarki 3D Zortrax zdobyły tak dużą popularność na świecie, jest ich legendarna jakość wydruków. Od chwili gdy model M200 trafił do rąk pierwszych użytkowników, poprzeczka została zawieszona na tyle wysoko, że bez dwóch zdań można było wtedy powiedzieć, że to najlepsza drukarka 3D klasy desktop na rynku.

Od tamtej pory minęło jednak kilka lat i konkurencja w końcu dotarła tam, gdzie Zortrax był już w 2014 r. Niemniej jednak drukarki 3D firmy wciąż zajmują czołowe miejsca w rankingach najlepiej drukujących drukarek 3D typu FDM i M300 tylko to potwierdza.

Ktoś kto ma doświadczenie w pracy z M200, nie powinien spodziewać się pogorszenia jakości pracy. Ktoś kto do tej pory pracował tylko na tańszych urządzeniach, opartych o darmowe slicery, będzie zszokowany jakością wydruków.

Podsumowanie

Zortrax M300 to tylko i aż przeskalowana wersja M200. Tylko, ponieważ poza powiększonym obszarem roboczym nie otrzymujemy nic więcej. Aż, ponieważ mamy możliwość drukowania naprawdę dużych modeli 3D w doskonałej jakości, do której przyzwyczaiło nas M200, jak również korzystać z dopracowanego i bardzo przyjaznego oprogramowania Z-SUITE.

To co najbardziej podoba mi się w tym urządzeniu, to to, że nie próbuje być niczym więcej niż jest. To bardzo duża drukarka 3D klasy desktop ze wszystkimi zaletami i wadami tego tego typu urządzeń. Nikt nie próbuje przekonywać nas, że mamy do czynienia z „maszyną przemysłową„, tylko dlatego że ma wyższą cenę i powiększony obszar roboczy. W przeciwieństwie do większości wielkogabarytowych drukarek 3D innych producentów, M300 wyróżnia się cały czas tym samym co M200 – doskonałym połączeniem dopracowanej konstrukcji, ze świetnym oprogramowaniem i paletą dedykowanych filamentów.

A co z brakiem możliwości drukowania z ABS? Bądźmy szczerzy – urządzenia pozbawione w pełni zamkniętej i podgrzewanej komory roboczej i tak nie dadzą rady poprawnie wydrukować detali mierzących po ok. 30 cm w osiach XYZ bez znaczących odkształceń lub pęknięć. Zortrax to rozumie i nie próbuje nikogo przekonywać (oszukiwać…?) że jest inaczej. Jeśli pragniecie żyć w przeświadczeniu, że jest to jednak możliwe – po prostu skorzystajcie z oferty konkurencji…

Zortrax M300 to kombajn do tworzenia dużych wydruków 3D. Włączamy go i pozostawiamy pracującego na kilka dni, bez ryzyka porażki (oczywiście jeśli wcześniej zapewnimy alternatywne źródło zasilanie w przypadku jakichś awarii w budynku lub biurze, w którym pracuje). Jeśli miałbym porównać go do samochodów, to byłby to bardzo solidny samochód dostawczy, wykonujący codziennie swoją ważną, choć mało widowiskową pracę.

Paweł Ślusarczyk
Jeden z głównych animatorów polskiej branży druku 3D, związany z nią od stycznia 2013 roku. Twórca Centrum Druku 3D - trzeciego najdłużej działającego medium poświęconego technologiom przyrostowym w Europie. Od 2021 r. rozwija startup GREENFILL3D produkujący ekologiczny materiał do druku 3D oparty o otręby pszenne.

4 Comments

  1. Fajna, rzetelna recenzja!

  2. Ale z zablokowaniem ABSu to mi się nie podoba, przecież możliwość nie oznacza zaraz drukowania na całym obszarze. Wszyscy drukujemy ABSem mniejsze elementy niż stół i w niczym to nie przeszkadza. Jedynie ratuje sytuację odblokowany soft Z-suite i możliwość ręcznego ustawienia parametrów – bez tego to by dla mnie była porażka.

  3. Jaki poziom wypełnienia (INFILL) stosowaliście przy druku Tyriona?

Comments are closed.

You may also like